Wydałaś swoją pierwszą książkę? A może po prostu pokazałaś
światu swój artykuł, opowiadanie? Otrzymujesz krytyczną recenzję. Myślisz, że
to koniec świata? Nie. Możesz nadal spać spokojnie i dalej tworzyć.
Czy pisania można się nauczyć? Czy to jest w ogóle możliwe?
Sama nie wiem, ile razy słyszałam tego typu pytanie. Czy gdybym prowadziła
kursy gry na gitarze lub języka angielskiego, ktokolwiek by mnie o to zapytał?
Wątpię.
Krystyna Bezubik: Po raz pierwszy spotkałyśmy się
kilka lat temu na warsztatach weekendowych. Wtedy dopiero planowałaś napisanie
książki, a dzisiaj wydajesz już drugą. Jak się czujesz jako pisarka?
Anna
Płowiec: Wtedy to było bardziej w kategorii nieosiągalnych
marzeń niż planowania. Nie za bardzo wierzyłam, że potrafię napisać powieść.
Wiedziałam, że chcę pisać, ale dopiero szukałam swojej pisarskiej drogi i jeszcze
nie wiedziałam, co dokładnie chcę pisać i jak. Miałam już za sobą kilkanaście wierszy
dla dzieci i początki dwóch przygodowych książek dla młodzieży. To wszystko okazało
się nie moją drogą, więc szukałam dalej. Na moje pierwsze warsztaty kreatywnego
pisania pojechałam właśnie do ciebie i na tych zajęciach – czy też po nich –
dokonał się u mnie jakiś przełom.
Krystyna Bezubik: Niedawno
miała miejsce premiera Twojej pierwszej powieści „Protektor”, która spotkała
się z szerokim zainteresowaniem czytelników. Czy tego się spodziewałaś? Coś Cię
zaskoczyło?
Jola Czemiel: Cieszę
się, że tak wielu czytelników sięgnęło po moją powieść. Pisarz nie zastanawia
się, ile osób przeczyta książkę, tylko najpierw – jak ją napisać, a potem – jak
wydać. Rynek nie należy do najłaskawszych. Wielu dobrych pisarzy, wokół których
od lat toczy się życie wydawnictwa zajmuje miejsce na podium i w sercach
czytelników. Trudno znaleźć lukę w tym mechanizmie. Zainteresowanie redaktora
debiutem graniczy z cudem, dlatego wielu początkujących pisarzy trzyma swoje
dzieła w szufladach.
– Jak pisarz może się dostać na targi? – zapytała mnie
dziewczyna, która podeszła do naszego stoiska na Międzynarodowych Targach
Książki w Białymstoku.
Od słowa do słowa okazało się, że jest pisarką, wydała właśnie książkę. Podobno
też uczestniczyła w jednym z moich spotkań warsztatowych. Reszta pozostaje w
domyśle. Widzę nazwę wydawnictwa na okładce, więc bez trudu domyślam się, jak
mógł wyglądać proces wydawania. Pytanie samo w sobie pokazuje, że dziewczyna
poszukuje, uczy się rodzić sobie z pisarko-sprzedażową rzeczywistością. A może
to tylko moje błędne wyobrażenia, a rzeczywistość jest inna. W pamięci wraca do
mnie obraz poszukującej, a w rzeczywistości stała przede mną ambitna, młoda
kobieta gotowa dążyć do celu, do czytelników. Tyle, że była sama.
Niech zgadnę. Piszesz do szuflady i chcesz, żeby tak zostało. Nawet przez myśl Ci nie przemknie, że Twoją książkę ktoś mógłby przeczytać. Nie zależy Ci na czytelnikach, ich opinii i tym, by książka trafiła do ich domów. Jeśli tak – nie musisz nic robić. Wystarczy, że będziesz pisać.
Jeśli jednak marzysz, by zdobyć serca czytelników, muszę Cię uprzedzić. Napisanie książki (nawet najlepszej na świecie) nie wystarczy. Wydanie książki to też za mało. Ważne, by książka pojawiła się w świadomości Twoich czytelników. Oni muszą wiedzieć, że Twoja książka istnieje, by podjąć decyzję, czy chcą ją przeczytać.
Czas na kolejny live o wydawaniu książek. Dzisiaj udostępniam Wam nagranie o prawach autorskich. Uważam, że autorzy uniknęliby wielu nieprzyjemnych sytuacji, gdyby byli bardziej świadomi swoich praw. Wiele wątpliwości i obaw również mija, gdy wiemy, jakie mamy prawa. Nie mówiąc o świadomym czytaniu umów wydawniczych. Bo to, że podpisujesz umowę wcale nie musi oznaczać, że złapałaś Pana Boga za nogi.
O czym mówię?
1. Na co zwracać uwagę podpisując umowę? 2. Jak się zabezpieczyć przed kradzieżą tekstu?
Odkąd prowadzę kursy pisarskie, słyszę liczne pytania dotyczące procesu wydawania książki: Najczęściej są to:
„Jak wydać książkę?” „Jak znaleźć wydawcę?” „Jak przygotować propozycję wydawniczą?” „Jakiej wielkości powinien być font w propozycji wydawniczej? Jaki format wybrać?” „Ile kosztuje wydanie książki?” „Czy warto decydować się na self-publishing?”
Krystyna Bezubik: Ewo, kilka miesięcy temu ukazała się Twoja
debiutancka powieść „Na koniec świata”. Jak się czujesz jako pisarka z własną
publikacją.
Ewa Maja Maćkowiak: Tak, kilka miesięcy temu i to dokładnie w dniu
ślubu mojego syna. Cieszę się, tym bardziej, że to właśnie młodym dedykowałam
książkę. Miałam tego dnia podwójne świętowanie.
W swoim życiu Nowy Rok witałam w najróżniejszych sytuacjach:
pijąc szampana na domówce u znajomych; w stroju hinduskiej księżniczki na
zabawie przebierańców; czytając „Króla Ducha” Słowackiego; tańcząc na
sylwestrze ulicznym. W tym roku Nowy Rok (i nowy rok) przywitałam, pisząc
książkę. Dosłownie. Nie obchodziłam sylwestra. Usiadłam przy laptopie i
pracowałam nad redakcją tomiku „Skrawki wspomnień”, a w Nowy Rok dopisałam
kilka stron nowej powieści. Wiecie co?
Czuję się z tym rewelacyjnie.
1. Wykorzystuję pliki cookies w celu prawidłowego działania strony, korzystania z narzędzi analitycznych i marketingowych oraz zapewniania funkcji społecznościowych. Szczegóły znajdziesz w polityce prywatności.
2. Pozostawiając komentarz na mojej stronie, wysyłając do mnie wiadomość, przekazujesz mi swoje dane osobowe. Są one u mnie bezpieczne!
Czy się zgadzasz?