Niedzielny wieczór. Niewielka knajpka w centrum miasta. On zamówił piwo. Ona sok. I zaczęła się tradycyjna w tej sytuacji rozmowa. On przyznaje się, że chce napisać książkę. Ona zaczyna słuchać uważniej. Już przewiduje, że zaraz padnie pytanie: „Od czego zacząć?”: albo „Co mi radzisz?”. I rzeczywiście – jedno z tych pytań pada. Nieważne które. Randka przestała być randką.
Jakoś tak mam, że przyciągam do siebie osoby, które chcą pisać. Wystarczy, że znajdę się w nowym towarzystwie, powiem, co robię, a zawsze ktoś zacznie opowiadać o swoich pisarskich marzeniach. I prawie zawsze pada pytanie, od czego zacząć.
Odpowiedź jest zarówno banalnie prosta, jak i beznadziejnie trudna. Zawsze zaczyna się od pisania.
Żeby pisać, trzeba pisać (wiem, już to pisałam). Żeby napisać książkę, trzeba zacząć tworzyć choćby miniaturki, skrawki tekstu. Żeby pisać na blog, trzeba opracowywać i publikować artykuły. Nie ma drogi na skróty. Dlatego przez kilka lat, gdy podczas spotkań towarzyskich padało pytanie: „Od czego zacząć?”, radziłam: „Zacznij od tego, że każdego dnia usiądziesz i przez piętnaście minut będziesz pisała (pisał) cokolwiek. Opisz sen, przebieg wizyty w sklepie, podsłuchaną rozmowę. Może to być fragment opowiadania. Może to być pamiętnik – wszystko, co pomoże ci się rozpisać”.
Dzisiaj chcę zaproponować podobne ćwiczenie, ale w nieco zmienionej wersji. Takiej, jaką proponuje Julia Cameron w książce „Droga artysty”.
Każdego dnia rano zapisz trzy strony. Co więcej – mają być one zapisane metodą strumienia świadomości, bez zwracania uwagi na to, czy jest ładne i poprawne (a wręcz przeciwnie – może być głupio i banalnie). Ważniejsze jest automatyczne wodzenie ręką po kartce niż treść. „Poranne strony nie mają brzmieć mądrze – chociaż pewnie czasami będą (a jeśli nawet nie – nikt oprócz Ciebie nie dowie się o tym). Nikomu prócz Ciebie nie wolno czytać Twoich porannych stron. I nawet Ty sam przez osiem tygodni nie powinieneś tego robić”*.
Przyznam się, że zakochałam się w porannych stronach.
Dają mi bardzo dużo. Pomagają uspokoić myśli. Pomagają dotrzeć do blokujących przekonań i je osłabić. Co jakiś czas ta – wydawałoby się – bezsensowna paplanina przeradza się w artykuł na blog czy opowiadanie. Tak, trzy poranne strony są magicznymi stronami, od których warto zacząć.
P.S. Polecam książkę „Piszę, bo chcę. Poradnik kreatywnego pisania”.
*J. Cameron, Droga artysty. Jak wyzwolić w sobie twórcę, przeł. J. P. Listwam, Wydawnictwo Szafa, 2013, s. 10.
Doktor literaturoznawstwa, pisarka, trenerka kreatywnego pisania. Pisze, bo chce… Pracuje z osobami, które chcą pisać tak, by inni chcieli to czytać.
Krzysiu, czy ważne jest pisanie odręczne w przypadku tych 3 stron? Przyzwyczaiłam się do pisania maszynowego i wlałabym taki strumień, ale jestem ciekawa, czy ma to znaczenie, czy nie 🙂
Właśnie chodzi o to, by był to zapis odręczny. To wodzenie długopisem po kartce jest ważne.
Nie pamiętam, czy i jak Julia Cameron to uzasadnia. W moim odczuciu chodzi o to, by zostać sam na sam z tym zapisem.
Przez 8 tygodni nie należy czytać tych stron, a potem można? o co chodzi?
Przede wszystkim celem takiego pisani jest wyrobienie nawyku pisania, zbliżenia się do swoich potrzeb i uciszenie głosu krytyka wewnętrznego.
Na początku ten krytyk może być bardzo głośny i przeczytanie tych stron może okazać się formą autosabotażu. Krytyk zacznie krzyczeć, że przecież to niegramatyczne i jakieś głupie.
Po 8 tygodniach pisania, spada już pewne napięcie, ciśnienie, że to ma być dobre.
W 8 tygodniu przechodzenia przez „Drogę artysty” Cameron daje ćwiczenie przeczytania tych stron, aby zobaczyć, jakie potrzeby się przewijają przez nie. O jakich działaniach myślimy. W tym tygodniu, też już część blokad twórczych jest przełamanych i mamy większy dystans do głosu wewnętrznego krytyka.