Powiedzmy, że ma na imię Kasia. Pisuje wiersze. Traktuje je jak dzieci. Wychodzi z założenia, że skoro dzieci się nie poprawia i przyjmuje takimi, jakie są, to wiersze traktuje się tak samo. Nigdy nie zmieniła ani jednego zapisanego słowa. Niczego nie wykreśliła… Zawsze się cieszy, gdy po spotkaniu autorskim, ktoś do niej podchodzi i mówi: „Podobają mi się Pani wiersze…”
Można ją nazwać grafomanką. Ale czy zabroniłbyś jej pisać? Tydzień temu pod moim postem o grafomanie pojawił się ciekawy komentarz:
„Ale z drugiej strony – nikogo grafoman nie zmusza do czytania, tekst prozą czy wierszem (nawet białym) można odłożyć, a skoro komuś (przynajmniej grafomanowi, ale może być, że grafoman ma swoich wielbicieli) sprawia to radość – to co z tego? Życie jest zbyt krótkie, aby oszczędzać sobie radości – czy to z pisania (nawet grafomańskiego) czy czytania (także grafomanii), o ile tylko nikt nas do tego nie zmusza :)”.
Dopóki nie zmusza… i czy rzeczywiście nie zmusza? Chciałam dzisiaj napisać o pozytywnym obrazie grafomaństwa. I zrobię to, zanim dojdę do ostatniej kropki. Jednak… Coś Wam opowiem.
Mam koleżankę, która pracuje w dziale wydawniczym pewnej instytucji i utrzymuje kontakty z poetami regionalnymi. Kiedyś jeden z tych poetów zagroził, że złoży na nią skargę u prezydenta miasta. Dlaczego? Po prostu stwierdziła, że nie opublikuje jego wierszy, bo jej się nie podobają. Kilka miesięcy temu, tym razem do mnie, zgłosił się poeta-amator, przesyłając swoje wiersze do oceny. Za pierwszym razem przeczytałam, odpowiedziałam. Za drugim zaczęłam wyjaśniać, że ocenianie wierszy początkujących autorów jest moją pracą, więc może ustalimy warunki współpracy… Dowiedziałam się, że jestem śmieszna. I na tym korespondencja się zakończyła.
Tak – każdy ma prawo pisać, jeśli sprawia mu to radość. Ale czy każdy musi to czytać? Mam wrażenie, że grafoman w najgorszym wydaniu, uważa, że wszyscy powinni czytać i się zachwycać. I to go odróżnia od kogoś, kogo nazwałabym twórcą. Twórca może pisać słabe teksty. Może się dopiero uczyć pisać. Jednak rozumie i zgadza się na to, że są czytelicy, którzy nie chcą tego czytać.
Różnica między twórcą a grafomanem jest dość cienka. I, moim zdaniem, raczej polega na sposobie myślenia niż jakości tekstów. Dlaczego? „A tak w ogóle, mam wrażenie, że aby stać się pisarzem z prawdziwego zdarzenia i myśleć w przyszłości o literackich laurach, musi się wpierw przejść okres grafomaństwa (…)”* – napisała niegdyś Magdalena Samozwaniec, a ja do znudzenia powtarzam jej słowa. Grafomaństwo w postaci słabych tekstów jest naturalnym etapem, przez który przechodzi każdy autor. Zazwyczaj, gdy na spotkaniach autorskich pada pytanie o początki pana pisarza czy pani poetki, pojawia się odpowiedź typu: „Coś tam pisałem, pisałam, ale się dzisiaj do tego nie przyznaję”. Tym słowom często towarzyszy uśmiech, lekkie zażenowanie. Ale przecież tak jest. Aby się nauczyć pisać, trzeba zacząć pisać. Czasami aby napisać jedno dobre zdanie, trzeba najpierw zapisać dziesięć nie najlepszych. I tak po prostu jest. Sama mam w swoim komputerze sporo tekstów, do których się nie przyznaję. A jednak na swój sposób jestem z nich dumna. Bez nich nie byłoby tych lepszych, ciekawszych.
Kiedyś na warsztatach w dość dużej grupie powiedziałam:
– Skoro jesteście tutaj, czujecie potrzebę pracy nad własnym warsztatem, grafomaństwo Wam nie grozi.
Najpierw zapadła cisza. Potem jeden z uczestników wstał i tubalnym głosem zaczął mówić:
– Słuchaj Krysia. Kto to jest grafoman? No kto to jest grafoman? – zamarłam. A razem ze mną wszyscy na sali. – Grafoman – kontynuował. – Grafo-man… Jakby wziąć dosłowne rozumienie tego słowa, grafoman to ktoś, kto kocha pisać!
Od razu mi się spodobała ta definicja. Później, z braku słownika etymologicznego na półce, zajrzałam do Wikipedii i dowiedziałam się, że słowo grafomania pochodzi od greckich słów: „gráphein” – rysować, pisać i „mania” – szaleństwo. Jednak szaleństwo, a nie miłość. Szkoda… Ale z drugiej strony, czy tak wiele rożni miłość od szaleństwa? Osobiście uważam, że pisarzowi potrzebna jest i odrobina szaleństwa, i miłości. Dzięki tej mieszance zaczynamy pisać.
Jakie macie definicje grafomaństwa? Kim dla Was jest grafoman? Czy istnieje pozytywne grafomaństwo? Zapraszam do dyskusji.
* Magdalena Samozwaniec, Jak się to wszystko zaczęło? [w: ] taż, Z pamiętnika niemłodej już mężatki, wstęp, wybór i opracowanie Rafał Podraza, Warszawa 2010, s 37.
P.S. O grafomaństwie i tworzeniu piszę również w książce „Piszę, bo chcę. Poradnik kreatywnego pisania”.
Doktor literaturoznawstwa, pisarka, trenerka kreatywnego pisania. Pisze, bo chce… Pracuje z osobami, które chcą pisać tak, by inni chcieli to czytać.




” Kiedyś jeden z tych poetów zagroził, że złoży na nią skargę u prezydenta miasta. Dlaczego? Po prostu stwierdziła, że nie opublikuje jego wierszy, bo jej się nie podobają. ”
subiektywne odczucie osoby nie powinno być ostateczną decyzją, tym bardziej, że to jest instytucja, a nie prywatny folwark jednej osoby. Moim zdaniem instytucja powinna powołać komisję. Jeżeli prywatna spółka, wydawnictwo odmawiają – mają do tego prawo.
A jeśli instytucja wybiera osobę decyzyjną w postaci tej osoby? Moim zdaniem ma do tego prawo. Chociaż komisja to sytuacja idealna.
Niestety, bardzo często o kulturze i sztuce decydują osoby, którym do tematu daleko. Nie powiem, ze wszystkie osoby decydujące w tych obszarach nie mają kompetencji, ale bywa tak, niestety. Kiedy chodzi o wydawanie publicznych pieniędzy nie może być tak by o ich celowości decydowała jedna osoba. Jeżeli byłaby komisja, to unikniemy zarzutów 😉
Używanie argumentu, że coś się komuś „nie podoba” to mało profesjonalny argument, raczej powinno się argumentować tak ważne niejednokrotnie decyzje.
Dziękuję za cenną uwagę . Akurat w tym tekście pozwoliłam sobie na pewne uproszczenie z tym „nie podoba się”. Nie jest wykluczone, że ta argumentacja brzmiała inaczej. Też jestem zdania, że odmowa powinna być uzasadniona merytorycznie. Najlepiej tak, by autor wyniósł dla siebie coś konstruktywnego, co by mu pomogło w pracy nad warsztatem. Pytanie, czy ten konkretny Pan chciał dostać taką opinię? Czy oczekiwał tylko pochwał.
Zapożyczone z Wiki – „Grafomania (z greckiego: „gráphein” – rysować, pisać i „mania” – szaleństwo), patologiczny przymus pisania utworów literackich. Określenie o wydźwięku pejoratywnym.
W większości wypadków pojęcie to dotyczy natręctwa pisarskiego występującego u osób, o których sądzi się, że nie mają odpowiedniego talentu. Jednak grafomania nie musi wiązać się z brakiem predyspozycji pisarskich, może wynikać z rozmijania się z percepcją sztuki i literatury właściwej dla danej epoki. Grafomania jest bardziej zauważalna u autorów, którzy łączą przymus pisania z dążeniem do upowszechniania swoich utworów, mimo negatywnej oceny ich poziomu artystycznego.”
Kim jest?
Myślę, że każdy kto zaczyna pisać. Każdy przez to przechodzi jak przez grypę. Ale później musi przyjść refleksja. Zastanowienie się nad tym, dla kogo piszę, i co oraz jak. Praca nad sobą, tekstem, warsztatem zmienia nasz pogląd na własną – wcześniejszą -twórczość. Lecz to, o czym piszemy, o wydawcach, to już co innego. Gusta, guściki znajomości, lub zwykły fart decyduje o tym czy ktoś z wydawnictwa zainteresuje się naszym tekstem. Niestety tak jest wszędzie. od kilku lat wysyłam swoje tekst, za każdym razem są „Ochy i Achy”, ale nic za nimi nie idzie. Skoro się tak podoba, dlaczego nie pokuszą się o współpracę ze mną? Bo jak mi raz jeden uczciwie odpisano: „Niestety Pani nazwisko jest kojarzone z wydawaniem ze współfinansowaniem, a na obecnym etapie wydaje Pani jako self -publishing, i choć ma Pani spore grono czytelników to nasze wydawnictwo nie może nawiązać z Pani współpracy, gdyż jest Pani zbytnio kojarzona z powyższym. Sugerujemy wydawanie pod pseudonimem. Wówczas chętnie rozpatrzymy Pani propozycję…” itd. A ja na tę sugestię nie przystałam, i tak nadal wydaję jako self. Myślę, że wkraczając na temat współpracy z potencjalnym wydawcą, z tym czy nas chcą, czy są obiektywni nie jak się ma do głównego wątku wpisu. Wydawcy przede wszystkim chcą zarabiać, i tekst musi ich naprawdę powalić z nóg by zechcieli nawiązać współpracę. Mam tu na myśli debiutanta, bo wbrew pozorom i ja nim jestem. I chce jasno się wyrazić, mnie absolutnie nie przeszkadza fakt, że jakaś część osób określa mnie mianem – grafomanka- Ich prawa, jak moje pisać, uczyć się, szkolić i poprawiać swój warsztat i nie mam zamiaru poddawać się tylko dlatego, że ktoś tak mnie nazywa… Ja wiem ile wkładam pracy w każdą powieść, ile godzin spędzam nad szlifowaniem tekstu, i nie wypuszczam z rąk niczego, co nie przejdzie surowej krytyki ( nie – znajomych, zaprzyjaźnionych ze mną osób, co to to nie) lecz przypadkowych ludzi, czasem są to odwiedzający swoich bliskich w szpitalu, czasem sąsiedzi, a raczej ich znajomi. Im dalej ode mnie, od źródła, tym lepiej.
Nie należy bać się słowa GRAFOMAN – należy się bać siebie, togo, że sądzimy ich „przecież tak świetnie piszemy” a nikt nas nie chce? Wtedy pojawia się żal, frustracja, zniechęcenie i niezrozumienie … W mojej najnowszej powieści pisze właśnie o tym. Pokora ( co do tego, co tworzymy), jej brak mści się na nas. A poezja to już w ogóle jest w naszym społeczeństwie traktowana po macoszemu. Moje tomiki wydane 1010 roku dopiero teraz, w grudniu 2014 sprzedały się wszystkie. A było ich tylko w całości nakładu tylko 2 tys sztuk. Trzeba było ponad cztery lata by cały nakład się sprzedał. Proza ma się lepiej, ale statystyki, choć teraz nieco optymistyczne, tez nie napawają dalekosiężnie nadzieją, że jednak będzie lepiej. Każdy chce by go czytano… Piszących jest więcej niż czytających. Mamy więc paradoks. I tyle jak dla mnie w tym temacie. Nie mam żalu do wydawców do ich polityki wydawania, bo rozumiem, oni chcą zarabiać. Nie mam żali i do siebie, że zdecydowałam się na wydawanie ze współfinansowanie, czy obecnie jako self, bo dzięki temu mam sporo czytelników. I przede wszystkim pragnienie, by to co i jak pisze zostało właśnie przez nich, czytelników, w pełni zaakceptowane. A mam ich jak ostatnie statystki z Fb mnie poinformowały około 40 tys. Więc nie mam na co narzekać, tylko muszę przysiąść i uczyć się, np. teraz, wyłapuję różnicę miedzy ( tak niby zrozumiałym) „pokazywaniem, a obrazowanie w powieści. A wcale to nie jest takie łatwe.
Przepraszam za literówki, pośpiech mnie zgubił. I co do daty to oczywiście 2010 rok,
Seredcznei pozdrawiam
A ja dziękuję za ciekawe wypowiedzi.
Literówki nie przekreślają ich wagi 🙂
Tak samo trudno ocenić jakość piszącego jak i oceniającego. Wszystko jest płynne, zmienne i zawsze subiektywne. Wysoka półka często równa jest niskiej i odwrotnie. Wszystko to kwestia wyobraźni, najpierw autora, a potem czytelnika. Jeśli spotkają się w tym samym punkcie, albo jeśli przynajmniej tak im się wydaje, to mamy sukces. Nie ma co dyskutować tylko trzeba znaleźć dla siebie niszę, zarówno piszący jak i oceniający.
Świetna uwaga. Dziękuję.
Bardzo budująca druga część artykułu. Uff 🙂
Taka miała być ;-). Grafoman naprawdę ma wiele twarzy.
„Moje utwory są świetne ponieważ są moje” – to byłaby świetna argumentacja, gdyby nie fakt, że raczej nikogo nie przekona poza tym, kto wypowiada/zapisuje te słowa.
Wielu autorów wpada w tę pułapkę, ponieważ oni widzą własne Ja najwyraźniej.
A ja teksty do ktorych bym się teraz nie przyznała poddaję remontowi generalnemu i mam nadzieję, że po tym zabiegu będę mogła się już do nich przyznać.