Podcinacze skrzydeł. Jak sobie radzić z krytyką?

PodcinaczeSkrzydeł_piszebochce.pl

„Z pustego to i Salomon nie naleje” – przeczytała dziewczyna pod jednym ze swoich szkolnych wypracowań. Dwadzieścia lat później to zdanie nadal tuła się po jej głowie i skutecznie powstrzymuje ją od pisania. Myślicie, że to żart? Niestety nie. Na kursach kreatywnego pisania, które prowadzę, usłyszałam wiele podobnych. Są to opowieści o podcinaczach skrzydeł i blokadach twórczych.

Podcinacze skrzydeł są różni. Jednak z ankiet, które jakiś czas temu przeprowadziłam, wynika, że jedno z pierwszych miejsc zajmuje krytyka (często osób bliskich i ważnych) lub krytykanctwo, rozumiane jako „czepianie się każdego drobiazgu”. Dlatego też dzisiejszy wpis chcę poświęcić krytyce i sposobom radzenia sobie z nią.

ankieta1_piszebochce.pl

ankieta2

 Krytyka krytyce nierówna

Możemy ten sam tekst pokazać dwóm różnym osobom. Obu może on się nie spodobać. Jedna swoją opinię przekaże nam tak, że odechce nam się wszystkiego i pół nocy przepłaczemy. Druga doda nam skrzydeł. Dzięki niej nie tylko zrozumiemy, co jest nie tak, ale również poczujemy się zmotywowani, by pracować nad warsztatem. Jak napisała jedna z osób komentująca mój wpis na facebooku: „Miałem kilka momentów, kiedy chciałem zrezygnować z pisania. Spotkałem się z krytyką w internecie, przepraszam z krytykanctwem. Ktoś starał się mnie <zeszmacić> i to dosłownie. Nie ma konstruktywnej krytyki, chęci pomocy by wydobyć co najlepsze z człowieka”.

Jak sobie radzić z krytyką…

…z tą, która wyciska nam łzy z oczu i podcina skrzydła? Chciałabym, by istniała jedna prosta recepta; jakieś tabletki, które można połknąć, a porośnie nas skóra krokodyla, od której odbija się wszystko, co mogłaby nas zranić. Niestety nie ma tak łatwo. Jednak można się nauczyć pewnego dystansu, który sprawi, że uwagi krytyczne staną się mniej bolesne. Od czego zacząć?

1. Od zadania sobie pytania: „Co sama myślę o swoich tekstach; czego boję się usłyszeć?”. Często głos krytyki bywa tak bolesny, gdyż potwierdza to, co już sami sobie zdążyliśmy powiedzieć. Inaczej mówiąc: głos krytyki zewnętrznej spotyka się z naszym krytykiem wewnętrznym. Dlatego też warto osłabiać głos naszego wewnętrznego krytyka, chociażby tworząc czarne scenariusze, o których już kiedyś pisałam. Z drugiej strony wzmacniać wewnętrzną wiarę w sens i wartość tego, co piszemy. Oczywiście pisarz potrzebuje pokory, która sprawia, że chce pracować nad własnym warsztatem; chce pisać coraz lepiej. Ale równie mocno potrzebuje poczucia wartości, że to, co tworzy, ma pewną wartość.

2. Dobrze mieć świadomość, że nie każda uwaga mówi o moim tekście. Bardzo często jest opowieścią o człowieku, który ją wypowiada. Opowieścią o jego frustracjach, niepowodzeniach. Dokopując innym, czuje się lepszy. Podnosi swoją samoocenę.

3. Warto nauczyć się słuchać uwag krytycznych przez palce lub uświadomić sobie, że nie piszę dla wszystkich. Nigdy tak nie jest, że dana książka podoba się wszystkim. Piszemy dla wybranych czytelników. To im ma się podobać. Inni mogą przejść obok, ominąć szerokim łukiem… i mają do tego prawo. Przede wszystkim warto słuchać uwag tych ludzi, którzy rzeczywiście mogliby być czytelnikami naszego utworu. Poza tym zwracać uwagę na opinie, które się powtarzają. Jak ujął to w swoim poradniku Stephen King:

„Po rozdaniu sześciu czy ośmiu egzemplarzy książki otrzymujecie sześć czy osiem wysoce subiektywnych opinii o tym, co jest w niej dobre, a co złe. Jeśli wszyscy czytelnicy uważają, że dobrze Wam poszło, to pewnie rzeczywiście tak jest. Podobna jednogłośność zdarza się, ale w istocie jest dość rzadka, nawet wśród przyjaciół. Co bardziej prawdopodobne, usłyszycie, że niektóre części są dobre, a inne… no, nie tak dobre. Cześć czytelników uzna, że Postać A jest w porządku, natomiast Postać B wydaje się wydumana. Jeśli pozostali stwierdzą, że Postać B jest wiarygodna, a Postać A przerysowana, nie ma sprawy. Możecie odprężyć się i zostawić wszystko bez zmian (w baseballu remis oznacza punkt dla biegacza, w powieściach wygrywa pisarz). Jeżeli niektórym spodoba się zakończenie, a innym nie, to super. Mamy remis i pisarz zdobywa punkt”*.

4. A może zainspiruje Cię podejście Olgi Tokarczuk? Na jednym ze spotkań autorskich zapytano ją: „Czy czyta Pani recenzje swoich książek?”. Odpowiedziała: „Dobre czytam, złych nie”.

Wiem, że tym krótkim wpisem nie wyczerpuję tematu. Dlatego tym bardziej zapraszam Was, abyście w komentarzach pisali o swoich sposobach radzenia sobie z krytyką.

*S. King, Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika, tł. Paulina Braiter, Warszawa 2008, s 173.

Piszę, bo chcę. Poradnik kreatywnego pisaniaPolecam książkę „Piszę, bo chcę. Poradnik kreatywnego pisania”.

 

 

Ciekawy artykuł? Podziel się.Facebooktwitterlinkedinby feather

5 odpowiedzi do “Podcinacze skrzydeł. Jak sobie radzić z krytyką?”

  1. Krytyka zawsze boli, ale cóż zrobić? publikowanie w Internecie zawsze wiąże się z emocjonalną krytyką, bazującą na słowach „ty taki, owaki”. Ale trzeba zapytać czy ludzie są nauczeni krytykować konstruktywnie? Wyciągać dobre strony,a przy złych wskazywać drogi do ich naprawienia. Ile razy w szkole, w pracy, czy nawet w rodzinie spotykamy się z krytyką typową nastawioną przeciwko nam? Ila razy mówiono: tak nie możesz robić!, czy ty nie możesz zrobić tego porządnie?!
    Kiedyś przejmowałam się krytyką i to mocno. Teraz? Oczywiście, że krytyka od innych nadal potrafi zranić, ale jeśli tekst mi się podoba to go nie skreślam. Wzruszam wtedy ramionami i piszę tylko dla siebie samej. Lubię czytać moje teksty, nawet jeśli nikt inny nie miałby ich przeczytać.

  2. Cóż… moja recepta na nie przejmowanie się krytyką to „uber alles” wszystko co napiszę to nie przemyślany tekst, tylko wybuch emocji lub ich braku…moja twórczość to strzelanie do świata i upewnianie się czy dalej stoi, czy umarł…jeśli tekst jest pociskiem to nawet jak ktoś po nim wstanie i ci odda to masz świadomość że „zasłużyłeś” i nie odkłada się w mózgu ból w stylu: „chciałeś dobrze i oberwałeś” ponieważ twoje prawdziwe „ja” jest zawsze chronione przez działa które przyjmują na siebie całe obrażenia….
    par exąpl: tworze tekst o uczniu który nie wytrzymał i rozstrzelał całą szkołę, kocham ta sytuację , kocham te emocję, rozpisuje się ile się da póki nie zgasnę, i wtedy odrzucam ten tekst od siebie jak kauczuk, staje się on odrębnym tworem od mojego „ja” ponieważ był produktem tylko tamtej chwili i tylko tamtych emocji… o ile nikt nie krytykował mnie w trakcie pisania tekstu to nie ważne jakby nie chciał nie odniesie się do mnie osobiście… ze swoją krytyką zostanie w tyle razem z tym tekstem… ( negatywem tej sytuacji jest fakt, że razem z krytyką, w tyle zostają też pochwały jeśli tekst się udał )

    -mam nadzieję że rzuciłem inne światło na cała sprawę, pozdrawiam Jared.W Wolf.

    1. Dziękuję za komentarz. Podoba mi się: „zostanie w tyle razem z tym tekstem”. Przyznaję, nigdy sama tak nie myślałam, nie czułam… A może warto.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *