Czy ktoś mi powie, o co chodzi? Zarabiać na pisaniu.

zarabiać na pisaniuChcesz zarabiać na pisaniu? A pamiętasz jeszcze sprawę Twardocha i Mercedesa? Wiem, dawno było, jednak już wtedy uderzyła mnie fala hejtu, jaka spotkała pisarza w chwili, w której został on ambasadorem marki, w dodatku ze strony kolegów po fachu. A jeśli nie po fachu, to dość ważnych osób ze świata literackiego. Między innymi mogliśmy się dowiedzieć, że Twardoch „złamał etos literatury”*. Albo przeczytać: „No to się ciesz, ale od dziś nie mogę Cię już poważnie traktować jako pisarza”**.

Jednorazowa sytuacja?

Nie. Przywołajmy coś bliższego naszym czasom. Kaja Malanowska ogłasza, że bycie pisarką nie oznacza pracy za darmo, a wynagrodzenie za sprzedaż swojej książki odbiera właśnie jako pracę za darmo. W moich oczach superodważne wystąpienie. Tak – trzeba mówić o tym, że pisarz nie musi być biedny. Że pisanie to też zawód. Ale chyba jestem w mniejszości, bo koledzy pisarki po fachu, postaci ze świata literackiego zarzucili jej, że się mazgai. Że skoro wybrała taki zawód, to tak ma być***. A ten zawód „jest trudny. Bywa słabo płatny. Nie jest, co również trzeba sobie uświadomić, zawodem pierwszej potrzeby społecznej. Ale to my go, do cholery, wybraliśmy”***.

Świat krytyczno-literacki?

Jeśli mnie znasz, jeśli czytasz moje artykuły, wiesz, że nie jestem typem buntowniczki. Nie walczę, nie staję w obronie biednych i uciśnionych. Piszę, bo chcę.

Jednak gdy przeglądam podobne dyskusje, czuję, że narasta we mnie złość. I pojawia się pytanie: „O co chodzi?”. Dlaczego ludzie ze świata literackiego się nie wspierają? Gorzej! Dlaczego podcinają sobie skrzydła, krytykując tych, którzy zarabiają na pisaniu, i tych, którzy mają odwagę mówić, że jest źle.

Od jakiegoś czasu nie mogę oprzeć się wrażeniu, że świat literacko-krytyczny to po prostu kilku sfrustrowanych panów żyjących w świecie swoich kompleksów. Którzy „wiedzą swoje”. Którzy „znają miejsce pisarza”. Nie wpasowujesz się w ich normy? Prawdopodobnie nie jesteś prawdziwym pisarzem.

Prestiż pisarza?

Kilka dni temu rozmawiałam z blogerką, pisarką. Dziewczyna z niezachwianą pewnością siebie mówiła, że tylko wydanie książki za pośrednictwem wydawnictwa zapewnia prestiż. Że to nobilitacja. Lekko była zdziwiona, gdy okazało się, że nie tylko nie potępiłam self-publishingu, lecz także traktuję go jako jedną z form wydawania. A potem lekko się spłoszyła, gdy powiedziałam, że wydanie własnym sumptem może okazać się bardziej opłacalne niż współpraca z wydawnictwem. Ona pisze i wydaje dla frajdy. Ona nie chce zarabiać na pisaniu, bo gdyby miała takie podejście, to dawno ogarnęłaby ją frustracja.

Może wyciągam zbyt pochopny wniosek, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że dla tej dziewczyny bycie pisarką równa się: „wydaję przez wydawnictwo i zgadzam się na złotówkę od każdego sprzedanego egzemplarza, bo prawdziwy pisarz nie chce zarabiać na pisaniu”.

A ja mam ochotę coraz głośniej wołać: pisarz nie musi być biedny! Pisarz ma prawo wybrać sposób wydania swoich książek i kwotę, jaką chce zarobić. Pisarz może zarabiać na pisaniu! Tak, nie każdemu uda się utrzymać z pisania, ale dlaczego mamy odmawiać sobie do tego prawa? W imię jakich wartości?

* http://natemat.pl/147461,szczepan-twardoch-przesiada-sie-do-mercedesa-jest-ambasadorem-marki-jedni-gratuluja-inni-nakrecaja-nagonke (online 30.05.2017)

** http://wyborcza.pl/1,75410,18340925,pisarz-nie-wiedzmin-zasad-miec-nie-musi.html (online 30.05.2017)

*** http://natemat.pl/94491,kaja-malanowska-6800-zl-za-16-miesiecy-mojej-ciezkiej-pracy-mam-ochote-strzelic-sobie-w-leb-awantura-o-zarobki-pisarzy (online 30.05.2017)

Najnowsza książka już w sprzedaży!

Ciekawy artykuł? Podziel się.Facebooktwitterlinkedinby feather

18 odpowiedzi do “Czy ktoś mi powie, o co chodzi? Zarabiać na pisaniu.”

  1. wydaje mi się, że to głębszy problem. tzn. kwestia, którą poruszyłaś dotyczy nie tylko pisarzy, ale generalnie się przewija jako – przekonanie? – przez społeczeństwo. W dużej mierze na pewno dotyczy kobiet. zarabianie pieniędzy to coś w rodzaju wstydu. Nie wiem skąd to się wzięło. Może z czasów komuny kiedy się w różny sposób zarabiało? Nie umiem powiedziec. Ale widzę, jak trudno czasem się wycenić, rozmawiać o pieniądzach, oczekiwać porządnych pieniędzy za swoją pracę. Widzę to także w swojej profesji (psycholog/trener um. miękkich).

    1. Tak, zgadzam się z tym, że to głębszy problem. Chyba rzeczywiście kobiety mają w sobie więcej tych przekonań. Chociaż mężczyźni też. Dlatego tak bardzo sobie cenię to, co robią dziewczyny z jestembogata.pl.

      1. Krysiu, dzięki! Podpisuję się obiema rękami pod Twoim artykułem. I dodam jeszcze jeden wątek – zarabianie na własnej książce jest mega przyjemne. Dające poczucie wpływu. Odważne.

        1. Zarabianie na własnej książce jest seksi! Do dzisiaj pamiętam dzień, gdy otrzymałam swoje pierwsze honorarium autorskie za opowiadanie. To było niesamowite.

    2. Magda, daleko sięgasz. Partia komunistyczna działała w Polsce przedwojennej, rozwiązał ją Stalin, a komuniści wyjechali za wschodnia granicę. Potem już nigdy komunizmu w Polsce nie było, chyba, że masz na myśli socjalizm ?

      1. Panie Michale, ale w potocznym języku o czasach PRLu mówi się jako o czasach komuny. Zakładam, że Magda użyła tego pojęcia w tym potocznym znaczeniu.

    3. Magda po obejrzeniu telewizji powinna zmienić poglądy na temat wstydu przy zarabianiu pieniędzy przez kobiety. Jedna pani z kancelarii przeszła do PZU, będzie bezwstydnie zarabiała kilkadziesiąt tysięcy. Nie liczy się wiedza ani klasa, liczą się układy. Lecz to kolesiowski świat polityki. Pisarze jak rolnicy, prościej chłopi małorolni. Muszą orać to swoje poletko pisarskie nie mając pewności, czy coś wykiełkuje, by grosz zarobić, a ich „rola” jest słona od potu ( stąd u Kutza tytuł „Sól ziemi czarnej”- miał w domyśle górników, dosłownie ich wylany pot przy fedrowaniu. Mimo wszystko być pisarzem… brzmi tak dumnie w naszej osobistej świadomości.

  2. Niby dlaczego pisarz miałby być biedny? Dla jakiego wydumanego etosu?
    Mam wrażenie, że dlatego, bo tak nas nauczyli. Nie na próżno przerabialiśmy lektury w szkole. Uczyliśmy się myśleć w schematach.
    Teraz rezultaty wyłażą, gdzie się da i jak się da.
    A ja się buntuję. Nie chce być kolejną Siłaczką ani Doktorem Piotrem. Chcę zarabiać na tym, co lubię robić, a nie zmuszać się do nudnej, ciężkiej pracy. I guzik mnie obchodzi, co na ten temat powie jakiś tam pan pisarz.
    Tylko przykro, że nie ma zrozumienia wśród osób obdarzonych podobnym talentem. Wśród tych, którzy powinni się wspierać, a zamiast tego wytykają.

  3. Temat nie ogranicza się tylko do pisarzy. Dotyka także wielu innych artystów i nie tylko. Pisała o tym piosenkarka Amanda Palmer w „The Art of Asking”. Bardzo mi to dużo dało do myślenia, bo zwykle jestem odbiorcą kultury niż twórcą (chociaż piszę bloga).

    Istnieje jakieś ewidentne przekonanie, że jak się robi coś dla idei, to zarabianie na tym jej zaszkodzi. I bardzo ciężko znaleźć umiar, bo wpada się w kategorię pazernego twórcy albo biednego idealisty-filantropa.

    Powodzenia w działaniu i pisaniu!

  4. Pisać każdy może, tak jak śpiewać każdy może, było już takie powiedzenie wyśpiewane przez starego Sthura…. Jedni mają szczęście lub układy i księgarnie kupią, inni napiszą do szuflady. Zawsze mówiłem, że w każdym jest co najmniej jedna książka, ta prawdziwa opowieść. Nie znoszę opowieści wyssanych z palca, takiego sobie bujania i zmyślania historii, który nigdy się nie zdarzyły. Lepiej historie życiowe tworzyć niż zmyślać. Sam napisałem, raz to było 500 stron, innym razem 750, zależnie od wielkości liter… Wydałem bez ISBN i wystartowałem we wrocławskim rankingu…, w sumie uzbierałem 0,3% głosów, tyle co Barbara Wachowicz, niby nic, a i tak mnie ucieszyło, bo organizatorzy po pierwszym dniu usunęli książkę z listy głosowania… z powodu braku ISBN, chociaż regulamin tego nie wymagał. Ponownie wydałem w krakowskim RIDERO, już z ISBN, założyli link do sklepu drukarni, opublikowali w księgarniach w wersji elektronicznej – nikt chyba nie kupił, bo cisza w poczcie elektronicznej. Z pisania przeżyć się nie da, księgarnie mamy ogromne, a kolejek w nich brak. Chodząc po galerii Bronowice w Krakowie przystaję przy księgarni MATRAS, olbrzymia i pełna książek, pusta zarazem, raz widziałem tam dwie dziewczyny- klientki, coś przeglądały, lecz nie kupiły. Ciężkie to czasy dla kultury i sztuki. Młode pokolenie wychowuje się na kulturze masowej, takiej miłej chwili dla debili. Odbiór tego gatunku nie wymaga intelektu, wystarczy uczestnictwo. Nadzieja w tym, że pokolenia przychodzą i odchodzą, każde inne, tak więc piszcie dla przyszłych pokoleń już teraz. Za kilkadziesiąt lat ten świat będzie obcy nowym pokoleniom i może ciekawy. Dla równowagi ducha i ciała przypominam, że dzisiaj mamy europejski dzień seksu… to najczęściej goszczący wątek powieściowy, ale nie wystarczy go opisać z wyobraźni, trzeba opisać na żywo. Polecam moją powieść ” Podróż w piąty wymiar”, jest link w strefie autora. Tam seksu na żywo aż za dużo jak na jedna książkę, ale takie życie….

  5. Wszędzie gdzie mogę powołuję się na przysługę wydawniczą w RIDERO. Wiem, że wydać to jedno, a sprzedać to drugie. Kilka lat temu działał inny system, już nie działa. Wydawnictwo literackie z Wrocławia najpierw zebrało zamówienia z księgarń na tę pozycję- otrzymali zamówienia na ponad 3700 egz., lecz napisali mi, że poniżej 5.000 egz. nie opłaca im się drukować. RIDERO drukuje na zamówienie nawet pojedyncze egz. za to trzeba wydawnictwu dziękować i polecać wszędzie gdzie tylko można. Zawala system dystrybucji i sprzedaży, za dużo mają przedruków i wznowień, więc księgarnie zasypane są książkami umarłych pisarzy, których nikt już nie czyta, opowiadają świat, którego już nie ma, a to mało kogo interesuje. Trzeba z żywymi naprzód iść, namawiał Mickiewicz, lecz nauka ta poszła w las.

    1. Panie Michale, bardzo dziękujemy za miłe słowa. Mamy nadzieję, że niebawem doczekamy się Pana następnej książki! 🙂 To prawda, w Ridero nie tylko drukujemy bardzo małe nakłady, ale również oferujemy nową technologię „druk na żądanie”, dzięki której autorzy mogą sprzedawać swoją książkę w formie drukowanej bez konieczności płacenia za druk (koszt ponosi nabywca książki, a nie autor).

      Pozdrawiamy!
      Zespół Ridero

  6. Nie wiem, skąd wzięło się przekonanie, że pracę „głową” powinno wykonywać się za darmo albo za grosze. Znajomy mechanik samochodowy kasuje mnie za naprawę samochodu, ale jest zdziwiony, gdy żądam zapłaty za poradę podatkową. Bo „to przecież tylko słowa”. Podobnie jest z wydawaniem książek. Według wielu ludzi pisanie to sposób na zabicie nudy, a nie żadna praca. Inni twierdzą, że wystarczającą zapłatą powinno być dla pisarza umieszczenie jego nazwiska na okładce, a jeszcze inni myślą, że pisarze zarabiają krocie, zgarniając dla siebie co najmniej 75% ceny okładkowej. No i mają dostęp do nieograniczonej ilości bezpłatnych egzemplarzy, powinni więc rozdawać swoje książki za darmo. Gdy tłumaczę, że muszę swoje własne książki kupić, bo darmowych otrzymuję bardzo niewiele, na ogół spotyka się to z niedowierzaniem. Ostatnio usłyszałam, jak jedna ze znajomych mówi do drugiej: „Strasznie się ta Hania zrobiła wysrana od czasu, gdy zaczęła wydawać książki. Co ona myśli, że ja je będę kupować? Jak nie da, to nie przeczytam. ”

    1. No tak. Dwie sprawy. Z jednej strony ludzie nie biorą pod uwagę, ile naszej pracy kryje się pod tymi „tylko słowami”. Z drugiej, brak znajomości realiów.
      Też obserwuję, że znajomi potrafią wyjść z założenia, że im należy się za darmo. osobiście, nauczyłam się odmawiać. Gdy ktoś mnie pyta, czy mogłabym przeczytać jego tekst i powiedzieć, czy myślę – odsyłam na stronę z cennikiem.

  7. To może nie chodzi nawet o to, że dla zasady – nie, bo mi nie zależy, żeby zarabiać i jak zarobię, to nie prezyjmę. Może bardziej chodzi o to, że nie dla każdego to akurat jest priorytetem. Oczywiście, fajnie zarobić na tym, że się ma pasję i się pisze. Ale rzeczywistość jest jaka jest, nie ma się co łudzić. Kto dziś zarobi na swojej pasji? Szybciej w totolotka można wygrać. Dlatego ludzie z prawdziwą pasją pisania nie mają parcia na finanse – jeśli takowe są, to dobrze, ale niejako przy okazji, jak takowych nie ma – ok, liczy się satrysfakcja z zadowolonych czytelników. Ale nieżyciowe podejście, co? Trudno, Szczera jestem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *