Dlaczego i jak zastrzegam swoją nazwę – ucz się na moim przykładzie.

zastrzec nazwę, logo Piszę, bo chcę

Jak poczułabyś się, gdybyś odkryła, że ktoś organizuje podobne do Twoich warsztatów, dodatkowo podpisując je Twoją nazwą? Ja miałam ochotę mordować, chociaż na co dzień jestem dość spokojną osobą. Naprawdę, tak się poczułam, gdy tuż przed świętami znalazłam na Facebooku wydarzenie pisarskie „Piszę, bo chcę”. Nie wierzyłam własnym oczom. Przecież „Piszę, bo chcę” od czterech lat funkcjonuje jako nazwa moich kursów i warsztatów pisarskich!. Również funkcjonuje jako nazwa mojej strony internetowej, a od kilku miesięcy także tytuł książki – poradnika kreatywnego pisania. Przecież wystarczy wpisać w przeglądarkę frazę „piszę, bo chcę”, by pojawiło się kilka stron na temat mojej działalności…

Po pierwsze – spokój i kontakt prywatny.

„Najgorsze, co możesz zrobić, to działać pod wpływem emocji” – podpowiedziała mi znajoma blogerka. I miała rację. Bo co mogłabym zrobić, działając pod wpływem emocji? Wywołać wojnę na Facebooku? Tylko czemu miałaby ona służyć? W najgorszym wypadku nie moje warsztaty zyskałyby niezłą reklamę, a ja wyszłabym na histeryczkę. Zamiast tego zostawiłam komentarz pod wydarzeniem i wysłałam prywatną wiadomość do organizatorki, podkreślając, od jak dawna korzystam z tej frazy i prosząc o zmianę nazwy wydarzenia.

Co zyskałam? Przeprosiny. Pani, której nazwiska nie podam, nie wiedziała, że warsztaty pisarskie „Piszę, bo chcę” już istnieją, mimo to na prośbę o zmianę nazwy zareagowała w ten sposób: „…jednorazowe wydarzenie nie zaszkodzi Pani działalności. Jest niekomercyjne i bardzo daleko od Pani, więc wydaje mi się, że naprawdę nie ma żadnego powiązania z Pani działalnością”.

Biorąc pod uwagę fakt, że działam w Internecie (co podkreśliłam w korespondencji) i mam kursantów z całej Polski, coś takiego jak „daleko ode mnie” – nie istnieje.

W każdym razie kontakt prywatny i oficjalny komentarz pod wydarzeniem okazały się dobrym krokiem, bo w tym momencie, jak stwierdził prawnik, z którym od jakiegoś czasu współpracuję (http://radcaprawnybialystok.com/) – Pani świadomie narusza moje prawa.

Po drugie – czas zastrzec nazwę.

Tłumaczenia: „nie znam Pani działalności”, „nazwę wymyśliłam sama”, „przecież to nie jest jakaś wyszukana fraza” – zawsze brzmią wiarygodnie, choć nie zawsze mogą być zgodne z prawdą, skoro więc podobna sytuacja zaistniała, wcześniej czy później może się powtórzyć.

Dopóki nie zastrzeżesz swojej nazwy i nie zgłosisz jej do Urzędu Patentowego, każdy może czuć się bezpiecznie, korzystając z niej. Zgodnie z podpowiedzią prawnika zgłosiłam swoją nazwę do UP.

Jak zastrzec nazwę?

Wybrałam wersję dla zapracowanych i podpisałam pełnomocnictwo dla pana mecenasa, na co pozwalają mi obowiązujące przepisy (http://www.uprp.pl/uprp/_gAllery/71/86/71869/pwp-art._8.pdf). Dzięki temu przygotowaniem i wysyłką wszystkich dokumentów zajął się prawnik, podsyłając mi jedynie wypełnione pisma i skany do akceptacji.

Oczywiście każdy może sam zająć się całą procedurą. Na stronie internetowej UP są dostępne niezbędne dokumenty i opis procedury krok po kroku (http://www.uprp.pl/jak-dokonac-zgloszenia-znaku-towarowego/Lead05,162,1714,4,index,pl,text/).

Nazwę zastrzega się jako znak towarowy słowny. Może zdarzyć się, że po trzech miesiącach przewidzianych procedur UP odmówi zastrzeżenia nazwy z uwagi na popularność lub powszechność danej frazy, dlatego postanowiłam zastrzec również swoje logo, tj. słowno-graficzny znak towarowy, w którym fraza „Piszę, bo chcę” również jest zawarta. Warto zatem posiadać logo z nazwą i cieszę się, że właśnie takie mam.

Co to daje?

Może poczekam trzy miesiące na decyzję UP. Może nawet będzie to decyzja odmowna i pojawi się konieczność pisania odwołań. Jednak… W chwili dostarczenia do Urzędu wniosku o zastrzeżenie znaku, sam znak jest już chroniony. Przez te trzy miesiące oczekiwania nie muszę prosić o zmianę nazwy wydarzenia, tylko oficjalnie mogę tego wymagać. Dlatego w dniu, w którym otrzymuję potwierdzenie, że UP otrzymał mój wniosek, do pechowej organizatorki wysyłam oficjalne pismo: „Informuję, że w przypadka dalszego posługiwania się przez Panią oznaczeniem <<Piszę bo chcę>> w prowadzonej działalności, mój mandant będzie dochodził przysługujących mi praw na gruncie: kodeksu cywilnego, ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, ustawy Prawo własności przemysłowej, ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji”.

Dlaczego tak ostro?

Dla mnie „Piszę, bo chcę” to nie jest przypadkowa fraza. To historia czterech lat mojej działalności. Czterech lat sukcesów i porażek. Pod tą nazwą kryje się autorska koncepcja programów kursów i warsztatów. „Piszę, bo chcę” jest częścią mnie. Bardzo ważną częścią!

A tak przy okazji – ktoś już rozmawiał ze mną o tym wydarzeniu, gdyż myślał, że jest to wydarzenie wspólne: moje i tej osoby…

Piszę, bo chcę. Poradnik kreatywnego pisaniaP.S.
Polecam książkę „Piszę, bo chcę. Poradnik kreatywnego pisania”.

 

Ciekawy artykuł? Podziel się.Facebooktwitterlinkedinby feather

11 odpowiedzi do “Dlaczego i jak zastrzegam swoją nazwę – ucz się na moim przykładzie.”

  1. Dziękuję bardzo za moc cennych porad! Warto bym zaczęła o tym myśleć zanim okaże się być za późno!

    Czy takie zastrzeganie nazwy wiąże się z jakimiś dodatkowymi kosztami? (pomijam koszt pełnomocnictwa i pomoc prawnika)

    1. Tak, łączy się.
      W tej chwili nie poniosłam kosztów. Za te dwa, trzy miesiące, gdy będzie wstępna decyzja UP, pojawi się konieczność opłacenia około 500 zł (chyba 550, nie pamiętam w tej chwili dokładnie).
      I wtedy zdecyduję, czy chcę ponieść tę opłatę. Jeśli ją poniosę UP zajmie się pełną procedurą zastrzegania znaku i po jakiś 2 latach – kolejna opłata około 1000 zł.

      Ja to akurat traktuję jako inwestycję w swoją markę.

  2. Bardzo ciekawa sprawa. Ogólnie przykra i wkurzająca. Zawsze mnie irytowało, gdy ludzie próbują zarobić na cudzej pracy… Obejrzałam wydarzenie i jakoś śmiem wątpić, że będzie to jednorazowe. Zawsze tak jest. Jeden raz, potem ludziom się spodoba i zaraz dochodzi do przywłaszczenia nazwy. A wątpię, że robiąc coś dana osoba się nie upewniła, że ktoś już taką nazwę posiada. Ja sprawdzam dwadzieścia razy MAŁE rzeczy do książki, albo opowiadania, by nie wyszło, że komuś kradnę pomysł. A to małe rzeczy. Więc niezbyt wierzę tej odpowiedzi ;p

    No i zmieniłaś wygląd! Weszłam po dłuższym czasie i aż SZOK :)!
    Ładnie!

    1. Zacznę od wyglądu -DZIĘKUJĘ! Zależało mi na tym, by było przejrzyście, elegancko, prosto. Osoba, która robiła grafikę naprawdę się postarała.

      A sprawa – przykra. Szczególnie fakt, że mimo naprawdę spokojnej pierwszej reakcji, osoba, o której piszę, zareagowała, jak zareagowała.
      Nie mam w planach śledzenie po nocach, czy ktoś nie robi warsztatów „Piszę, bo chcę”. Jednak wolę mieć pewność, że gdy coś takiego zobaczę, będę mogła wymagać zmiany nazwy, a nie tylko grzecznie prosić. I też chcę dać sygnał, że traktuję to, co robię, naprawdę poważnie.

  3. Dzień dobry Pani Kasiu.

    Z zainteresowaniem przeczytałem Pani wpis. Jako rzecznik patentowy muszę powiedzieć, że często się z takimi sytuacjami spotykam. Przedsiębiorcy rozwijają swoje marki latami ale nie myślą o ich ochronie. A jest to o tyle ważne, że konkurentka mogła próbować przejąc Pani markę rejestrując ją jako znak towarowy na siebie. Takie przypadki się zdarzają i wtedy jest już walka na noże bo o swoją markę musi Pani walczyć na drodze spornej.

    Zresztą powiem więcej są firmy, które swój model biznesowy opierają na kradzieży marki. Poświęciłem temu osobny wpis na swoim blogu: https://znakitowarowe-blog.pl/trolle-od-znakow-towarowych-trademark-trolls/

    Pozdrawiam

    1. U mnie skończyło się pomyślnie. Pani raczej nie miała aż takich planów.
      Wpis przeczytałam. Intrygujący i przerażający.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *