Czy istnieje kradzież pomysłu? – rozmowa z Wojciechem Wawrzakiem

kradzież pomysłu

Krystyna Bezubik: Zacznijmy od pewnej konkretnej historii. Bohaterkami są dwie blogerki. Jedna ogłasza na Facebooku, że chce napisać książkę o słońcu. Dwa tygodnie później druga również pisze, że chodzi za nią pomysł na książkę o słońcu. Nie znają swoich testów. Jednak pierwsza zarzuca drugiej kradzież pomysłu.
Osobiście interpretuję to bardziej jako inspirację niż kradzież. Czy się mylę? Kiedy możemy mówić o kradzieży pomysłu?

Wojciech Wawrzak: Prawo autorskie nie chroni samych pomysłów. To krótkie zdanie w zasadzie wyczerpuje temat, ale pozwolę sobie dopowiedzieć jeszcze kilka słów.

Sam pomysł nie jest jeszcze utworem, nie korzysta jeszcze z ochrony prawa autorskiego. Żebyśmy mieli do czynienia z chronionym utworem, musi on zostać w jakiś sposób ustalony. W przypadku książek ustaleniem będzie po prostu napisanie książki, czyli przelanie swojego pomysłu na papier czy też na ekran monitora, jak kto woli.

Wyłączenie spod ochrony samych pomysłów ma swoje uzasadnienie. Gdyby dopuścić ochronę pomysłów, mielibyśmy do czynienia z sytuacją, gdy ktoś, kto po raz pierwszy wpadnie na jakiś pomysł, będzie posiadał na niego monopol. Byłoby to irracjonalne.

Żeby zobrazować powyższe uwagi konkretnym przykładem, przyjrzymy się książkom o Harrym Potterze. Mamy tutaj do czynienia z przygodami młodych czarodziejów. Sam pomysł na taką historię nie korzysta z ochrony. Z ochrony korzysta opowieść jako taka, która składa się ze szczegółowo zaprojektowanego świata przedstawionego, rysów charakterologicznych postaci, precyzyjnej fabuły etc. Każdy z nas może spróbować swoich sił i stworzyć własną opowieść o przygodach młodych czarodziejów i jeśli tylko stworzy coś własnego, osadzonego w innym świecie, z wykorzystaniem innych detali etc., to będziemy mieli do czynienia z zupełnie nowym, niezależnym utworem.

Podsumowując, nie ma w prawie autorskim czegoś takiego jak kradzież pomysłu. Prawo autorskie samych pomysłów nie chroni. Ochrona zaczyna się dopiero od chwili ustalenia utworu.

Krystyna Bezubik: Ostatnio coraz częściej zgłaszają się do mnie osoby, które planują napisanie (lub piszą) książkę opartą na faktach, na przykład na swoich doświadczeniach związanych z pracą, historią rodzinną czy po prostu chcą opisać wydarzenie z własnego życia. Część z tych osób myśli o poradniku, inni o książce literackiej.

I tu pojawiają się dwa pytania. Pierwsze czy ktoś, kto rozpozna siebie jako bohatera książki, może formalnie oskarżyć autorkę? Pozwać ją do sądu? Drugie: co mogą zrobić autorzy, aby móc bezpiecznie opublikować książkę opartą na prawdziwej historii.

Wojciech Wawrzak: Problem z wykorzystywaniem rzeczywistych postaci i ich historii to najczęściej problem związany z ochroną dóbr osobistych. Weźmy na przykład taką Esterkę Żuławskiego. Niby opisana fikcyjna postać, ale wszyscy wiedzą, że chodzi o Weronikę Rosati. Problem nie leży jednak tylko w tym, że jest ona rozpoznawalna w książce, ale w tym, że została przedstawiona w bardzo negatywnym świetle, co w odczuciu samej zainteresowanej doprowadziło do naruszenia jej dóbr osobistych, choćby dobrego imienia. Sąd zgodził się z p. Weroniką i nakazał autorowi przeprosiny i zapłatę zadośćuczynienia.

Zatem problemem nie jest samo wykorzystanie jakiejś rzeczywistej postaci lub jej historii, ale kontekst tego wykorzystania. Pisząc o rzeczywistych wydarzeniach i osobach musimy uważać, by w ten sposób nie „piętnować” danej osoby. Niestety nie ma tutaj jednoznacznej i prostej do wyznaczenia granicy, co wolno, a czego już nie. Każdorazowo należy taką ocenę przeprowadzić indywidualnie, a w ocenie przydatne są takie sprawy jak ta z Weroniką Rosati, czy producentem muzycznym w filmie o Paktofonice, gdzie problem był podobny, tj. ukazanie danej osoby w negatywnym świetle. Uważajmy również przy wykorzystywaniu historii osób zmarłych, bo one wprawdzie już swoich dóbr osobistych nie mają ze względu na śmierć, ale im osobom bliskim przysługuje dobro w postaci kultu pamięci po zmarłym. Co jakiś czas pojawiają się sprawy, gdy bliscy zmarłego sprzeciwiają się wykorzystywaniu historii zmarłego, twierdząc, że narusza to ich prawo do kultu pamięci zmarłego. Tutaj ponownie sprawa nie jest oczywiście prosta i zerojedynkowa, ale zwracam uwagę, że warto chociaż przez chwilę zastanowić się, wykorzystując jakąś historię z przeszłości.

Praktyczna rada? Zawsze zastanówmy się, jak my byśmy się poczuli, gdyby ktoś wykorzystał nas w swojej książce. Jeżeli już my sami choć odrobinę czujemy się niekomfortowo, to może po prostu warto spytać tę drugą osobę czy nie ma nic przeciwko wykorzystaniu jej wątku w książce?

KB: Mam jeszcze jedno pytanie odnośnie książek opowiadających prawdziwą historię, historię rodzinną. Czy osoby, które zostaną opisane w takiej książce, mogą rościć prawa do części wynagrodzenia ze sprzedaży książek?

WW: Nie. Prawo do wynagrodzenia za korzystanie z utworu ma wyłącznie autor i ewentualnie współautorzy, jeżeli książka powstała w ramach współautorstwa. Natomiast osoby, których historia została jedynie opisana przez jednego autora nie mają prawa do wynagrodzenia. Jeśli jednak dojdzie do naruszenia ich dóbr osobistych poprzez wykorzystanie ich w opowieści, mogą domagać się zadośćuczynienia za poniesioną krzywdę moralną.

KB: Ostatnie pytanie. Jak wiesz, miałam ostatnio wątpliwości odnośnie pewnej umowy, w której zostałam potraktowana jako jedyna autorka wywiadu, którego udzieliłam. Kto jest autorem wywiadu? Osoba, która go przeprowadza czy ta, która go udziela?

Tutaj ponownie Cię rozczaruję, ale znów nie ma na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi. Dużo zależy od wkładu osoby udzielającej wywiad. Jeżeli ona wyłącznie odpowiada na zadawane pytania, a całość materiału redaguje twórca wywiadu, to uważam, że prawa autorskie przysługują twórcy wywiadu. Jeżeli jednak praca tak naprawdę wygląda w ten sposób, że oto twórca i osoba przepytywana razem pracują nad jakimś materiałem, to uważam, że możemy mówić o współtwórstwie.

KB: Dziękuję za rozmowę.

Wojciech Wawrzak – prawnik kreatywnych, autora bloga praKreacja.pl
Pomaga przedsiębiorcom, twórcom, artystom, freelancerom, sklepom internetowym, startupom oraz innym przedstawicielom branży kreatywnej i e-commerce.

Ciekawy artykuł? Podziel się.Facebooktwitterlinkedinby feather

2 odpowiedzi do “Czy istnieje kradzież pomysłu? – rozmowa z Wojciechem Wawrzakiem”

  1. Cenne informacje dla piszących. Już wiadomo, że pomysłu nie można ukraść. Gdyby tak było, czy pisarze mogliby tyle pisać np. o miłości. Na pewno nie. Bardzo to dla mnie pocieszające.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *